Ziemię uprawiał teraz Ole Krystjan, mający już dwadzieścia cztery lat, za niski nieco, podobnie jak Hansina, ale zdrów i silny. Silnie nim wstrząsnęło, gdy był wyrostkiem, dziwne zamężcie siostry i niedola jej bardzo go ujęła za serce. Był cichy, skupiony w sobie, a uważano go niemal za dziwaka, gdyż siedział ciągle w domu, unikając ludzi.
Hansina również nie zadawała się z nikim we wsi, że zaś Elza, mimo swej choroby, nie chciała pogodzić się z nowymi panami sytuacji w gminie, tedy cisza nastała w ruchliwym dotąd domostwie. Tak zwani „święci“ uważali je niemal za miejsce nieczyste i, gdy mijali dom, udając się parami na nabożeństwo w domu zbornym, rozprawiali zawsze głośno o grzechu pychy, cytując słowa Siracha, twierdzącego, że jest ona źródłem wszelkiego zła.
Hansina była sama, bo Ole poszedł spać do stajni. Na stole leżała książka, którą czytała przed zmrokiem, a z poza czerwonej firanki alkowy dochodziło pojękiwanie starej, śpiącej Elzy, której brakło tchu. Huczała burza, tłukąc w bramę i wstrząsając wiązaniem dachu.
Myśli jej po pracowitym dniu błąkały po manowcach, cofały się wstecz, krążąc dokoła dzieci i Emanuela, którego imienia nie wymawiano nigdy w tej izbie, tak by je mogła słyszeć matka. Marzenia te o dawnych czasach, wabne i pociągające mąciły jej duszę, budząc niepokój i wątpliwości. W czasach ostatnich sypiać nie mogła, myśląc jak blisko są jej dzieci. Musiała też zebrać wszystkie siły, wyczytawszy w liście Emanuela, że zamierza rychło wracać, nie chciała bowiem, by matka i Ole zauważyli jej zmieszanie.
Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/494
Ta strona została przepisana.