Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/58

Ta strona została przepisana.

List pisał ojciec. Nadszedł on już dnia poprzedniego, ale kapelan odłożył na potem czytanie, nie chcąc by mu przeszkodził w przysposabianiu kazania niedzielnego. Były tu zwykłe, szczegółowe wieści, dotyczące drobnych wydarzeń rodzinnych, dowiedział się, że brat wziął udział w balu dworskim, że u radcy odbyło się przyjęcie imieninowe, że dziecko siostry ma już zęby i t. d. i t. d.
Zakończenie brzmiało:
— Jak to wiesz oczywiście, drogi synu, cieszymy się wszyscy, że zdrowie ci stale służy i że dobrze się czujesz w pustyni, jak brat twój żartobliwie nazywa obecne miejsce twego pobytu. Obrałeś sobie zawód piękny i dostojny, to też życzymy ci wszyscy z całego serca szczęścia i błogosławieństwa bożego, byś mógł dokonać zadania życia. Nie ukrywam jednak dalej, że wolałbym dużo, byś był obrał stanowisko zgodniejsze z tradycjami rodziny i nie zmuszające cię do oddalenia się od nas tak bardzo. Niełatwo też przychodzi nam, zaprawdę, pojąć twą tak doniosłą działalność pośród ludzi nierównych warunków życia i wychowania, jako też nie rozumiemy, jak możliwą jest ona, a to dlatego, że żyliśmy zawsze w swojej wyłącznie sferze. W listach swych ciągle stajesz w obronie tych maluczkich i wedle słów własnych starasz się wytworzyć owo ścisłe porozumienie pomiędzy sobą a ludem, pośród którego żyć ci padło. Wyznaję, że, pomijając oczywiście sprawy religji, nie pojmuję zgoła tej wielkiej zagadki, ale może powodem jest tu nieznajomość stosunków, to też poprzestaję na ponownem przesłaniu ci życzeń wszelkiego powodzenia w zbożnej pracy twojej.
Emanuel odczytał z uwagą list dwukrotnie, a podczas tej lektury czoło jego osnuwała coraz to