Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/80

Ta strona została przepisana.

uwagi, kotka musiała tedy podbiec ku niej i upomnieć się o swoje. Zaczęła ją skrobać po rąbku spódnicy. Dopiero teraz przypomniała sobie, zawróciła i nalała w wydrążenie kamienia hojną rację gorącego jeszcze mleka. Teraz dopiero zaczęło się atoli męczeństwo biednego zwierzęcia. Miast oddać kocięta, chłopak podniósł je wysoko ponad głowę i rozśmiany, fikał nogą, broniąc się kotce, która to usiłowała go drapnąć, to znów błagała z żałośliwą miną o pomoc dziewczynę. Dziewczyna starała się nakłonić brata, by dał spokój, ale chłopak nie chciał oddać zdobyczy i chodził po całem podwórzu z kociętami w ręku, a kotka biegła za nim, miaucząc rozpacznie.
Emanuel patrzył na tę scenę przez okno izby i poznał zaraz w zamyślonej dziewczynie córkę Andersa. Wyobrażał ją sobie nieco wyższą i tęższą, ale z drugiej strony uczyniła na nim wrażenie jej powaga, ponura niemal, bijąca od zwięzłej postaci.
— Przypomina tutejszą przyrodę! — pomyślał, nie mogąc oderwać oczu od tego obrazu.
Gdy jednak chłopak przeciągał zbyt długo igraszki, uznał za stosowne oznajmić swą obecność. Zawrócił do drzwi wchodowych i wyszedł przed sień.
Rodzeństwo, ujrzawszy go, wydało lekki okrzyk przestrachu. Dziewczyna, czerwona jak ogień odczepiła od paska fałd podgiętej dotąd spódnicy i zdjęła z głowy chustkę, brat jej zaś puścił natychmiast kocięta i rzucił się w bramę pierwszej z brzega stodoły.
— Proszę sobie nie przeszkadzać, rzekł Emanuel, usprawiedliwiając się — przechodziłem tędy przy-