Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/96

Ta strona została przepisana.

Przy fortepianie, w wystudjowanej pozie, z jedną nogą założoną krągłym ruchem tak na drugą, że dotykała końcem trzewika posadzki, stał zdala od innych pomocnik nauczycielski, młody Johansen. Na jednej ręce miał białą rękawiczkę, zaś pomiędzy gufrowaną koszulę a kamizelkę we→ tknął cienką chusteczkę. Pan Johansen przybył do parafji jednocześnie prawie z Emanuelem i w przeciwieństwie do niego, został w krótkim czasie Iwem vejlbijskim. Bujne, ciemne włosy rurkował przy każdej większej uroczystości w baranie runo, miał twarz tłustą, bladą, wygoloną, podobną aktorskiej masce, ubierał się z małomiejską pretensjonalnością, oraz robił „człowieka kultury.“ Wszystko to razem wzięte sprawiło, że w ciągu zimy uzyskał dostęp do dworków obywateli ziemskich i nikt nie zdziwiłby się wielce, gdyby którejś z młodych dam strzeliło pewnego, pięknego ranka, dać mu coś więcej, niż podziw, jakim się cieszył ogólnie.
Zaraz po zjawieniu się Emanuela otwarto drzwi jadalni i weszła panna Ranghilda, prosząc gości do stołu.
Miała czarną, w jaskrawo-żółte liście palmowe, jedwabną suknię, na niej zaś rodzaj koronkowego wetmanu, przeźroczystego na wysokości górnej połowy piersi i w niższej części ramion. Na smukłej szyi widniał poczwórny, cieńki łańcuszek złoty, spięty na przodzie klamrą z opala. W tylnym splocie kasztanowatych włosów tkwił wielki, szyldkretowy grzebień.
— Panowie raczą prosić panie! — zakomenderował proboszcz, podając ramię zielonej, koronkowej obszarniczce o dragońskiej postawie.