bitnie odrysował i rozświecił. Przez niego dzisiejsze pokolenie wyrzekło swój ideał onegdajszych swych ojców; z jego ręki już każdy może familijnymi portretami ubrać ściany swojego domu. Wprawdzie wszystko to robione z pośpiechem, jakby z oszczędnością czasu, farb i płótna; wszystko niewykończone, niepoprawne, nieraz tylko wpółszkicowane; ale zawsze jest kilka zarysów głęboko prawdziwych, ożywczych.
Szczęśliwiej, bo sztukmistrz obrał sobie świat przedmiotowy. Żyje on jeszcze w podaniu, każda rodzina ma o nim swoją legendę, a jednak trochę w tył usunięty, że zbytek świateł i głosów nie ślepi i nie ogłusza artysty. Zupełna obecność pokazuje przedmioty w doskonalszej szczerości; artysta ociera się o prawdę: ale mało kto zachowuje śród walki spokojne oko dostrzegacza. Najlepiej maluje namiętności nie człowiek miotany od nich, ale ten, co pamięta jak mu przeszły nawałnicą przez życie. Potem trudno rozeznać w obecności, co tu jest wszystkich wieków spuścizną, co prześlizga bez śladu, a co zostawia osad jako znamię epoki. Ta wczorajszość przedmiotu, która mu ustroń zapewnia, blaski jego łagodzi, dozwala artyście bezpiecznej pracy, a jednak daje do kogo się powołać o świadectwo prawdzie, jest najwłaściwszem względnie do stanowiska artysty położeniem. Szyllerowskie:
Was unsterblich im Gesang soll leben,
Muss im Leben untergehen,
tak byśmy odmienili, że co schodzi z rzeczywistości, rade się chroni w świat sztuki.
Spojrzenie pana Soplicy na wiek ośmnasty jest trójwzględne, skąd i pamiątki jego rozkładają się naturalnie w trzy działy: w pierwszym się mieści życie szlachcica obywatelskie na zewnątrz, wyrażone przez Konfederacyę barską; w drugim jego życie powiatowe, sejmikowo-trybunalskie, domowe i dwor-