księciu biskupowi, że na ponarskiej puszczy lud tajemnie się zbiera, dla odbywania jakichś zadawniałych pogańskich obrządków, i że tam stoi dąb poświęcony, ogromnej grubości, przed którym lud klęka, pokłony bije i ofiary pali. Już jego poprzednik bywał o tem uwiadomiony i dał był rozkaz, by ten dąb zwalono i spalono; ale było mniemanie, iż jak kto toporem po dębie uderzy, sam siebie zetnie. Stąd prostota myślała, że to Bóg swój dąb broni, a inni wnosili, że być może, iż dyabeł ludzi omamiał — dość, że nikt się nie odważył na ten dąb porwać, i rozkaz dopełnionym nie został, a zabobony jak trwały tak trwały. Otóż książę Pociej, równie światły jak gorliwy, że tak na pedogrę cierpiał, iż od dwóch lat z łóżka nie wstawał, nie mógł osobiście zjechać do ponarskiej puszczy, ale wysłał tam komisyę, a na jej czele nieboszczyka księdza Jurahę, oficyała wileńskiego i mnie tam wysłano z ojcami jezuitami. Był z nami i ksiądz Naruszewicz, tu obecny, a ten mi kłamstwo zada, jeśli zmyślam. Siła była dominikanów, bernardynów i innych zakonników, nie licząc świeckich; dość, że omal całe duchowieństwo wileńskie nie zjechało się, kto z rozkazu, kto z ciekawości, a do nich mnóstwo panów i szlachty się przyłączyło. Przybyliśmy tedy w las, a już z całej okolicy spędzono prostaczków, ile ich tylko można było nagromadzić. Dopiero ksiądz Juraha miał naukę do narodu, w której go przekonywał,
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/218
Ta strona została przepisana.