a kościoła żadnego. Tamecznym gubernatorem był natenczas jenerał Wojejkow, w którym mieliśmy ojca a nie zwierzchnika. Do mizernego lenungu, co nam rząd płacił, dodawał on z własnej kieszeni niemałe wsparcie i ile można było, osładzał nam nędzę; a to wszystko z powodu pana starosty chełmińskiego, któregośmy tam zastali. Kiedy bowiem przytransportowano go do Kazania, otrzymał rozkaz stawić się nazajutrz przed Wojejkowem gubernatorem. Przychodzi, wprowadzają go na pokoje, gdzie zastaje jego z żoną, dwóch kawalerów i trzy damy, jak się dowiedział później, że to było potomstwo gubernatora; a ten do niego:
— Czy poznajesz mnie waćpan, panie Czapski?
On mu na to: — Bóg świadek, że nie przypominam sobie, gdziebym miał szczęście być znanym panu.
A gubernator: — Ja to jestem ten sam, któremu waćpan ocaliłeś życie i honor. Żono i dzieci moje, padnijcie do nóg temu więźniowi! — I sam mu padł do nóg.
Dopiero poznał JW. Czapski owego chorążego, którego był wyratował swoją uczynnością. Rzucili się nawzajem w objęcia i popłakali się z czułości. Zaraz Wojejkow umieścił go w swym domu z kilku kolegami i tyle jemu i wszystkim nam wywiązał się, że aż pan starosta miał sobie za powinność dać mu przestrogę, aby zbyteczną dobrocią nie
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/255
Ta strona została przepisana.