wszystko bywało każe rżnąć i palić: a że pan Zabłocki był przy nim, jak u nich nazywają, jenerałem dyżurnym, czasem rozkazu nie dopuścił się spełnić; a jak się tamten wytrzeźwił i pamiętając wszelako, że dał jakiś rozkaz, którego nie spełniono, począł wrzeszczeć, to mu w żywe oczy dowodził, że żadnego rozkazu nie odbierał. Puhaczew kiedy niekiedy i poprzestał na jego zaparciu się, bo go bardzo lubił; a względy te niczemu więcej tylko swojej przytomności był on winien.
Razu jednego w początkach jego służby, gdy Puhaczew, który wstydził się, że pisać nie umie, i chciał także za piśmiennego uchodzić, zawołał pana Zabłockiego, swojego już adjutanta, który pisywał rozkazy, jakie tamten wymyślał — i wziąwszy kredę, zaczął na giwere mazać niewiedzieć co, a potem zawoławszy swojego diaka, powiedział mu, pokazując giwer:
— Ja ciebie na służbę przyjąłem na hramotnego; jeśliś nim jest, przeczytaj głośno, com napisał.
Diak mu odpowiedział, że tego nie potrafi przeczytać.
— A to taki hramotny, że mojego pisma nie umiesz czytać i mój chleb darmo jesz? Zaraz mi czytaj!
— A kiedy car ze mnie żartuje, bo to nie jest pismo.
A Puhaczew: — Co! ty mnie kłamstwo zadajesz? Ja car pisaćbym nie umiał! — I natych-
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/258
Ta strona została przepisana.