długich drewnianych karczem, pośród których tworzył się rynek w regularny czworobok, a każda karczma należała do innego pułku; a z tego rynku wychodziły trzy gościńce: jeden pod chałupę koszowego, drugi pisarza, a trzeci sędziego. Chałupy obszerne, ale słomą pokryte, przy nich wielkie sady, szczególnie koszowego, którego mieszkanie tem jeszcze się odznaczało od drugich dwóch urzędników, że on jeden miał wielką murowaną stajnię, w której trzymał od pięćdziesiąt koni, co było całym jego zbytkiem. Stanąwszy na rynku, poszliśmy prosto do pisarza, któregośmy zastali siedzącego przed chałupą na zydlu, z fajką w gębie. Był to człowiek przynajmniej siedmdziesięcioletni, ale czerstwy. Rysy jego twarzy okazywały coś niepospolitego. Uprzedzony o naszem przybyciu, przyjął nas grzecznie i z panem Azulewiczem rozmawiał jak z poufałym przyjacielem, lubo pierwszy raz go widział. Zaprosił potem nas wszystkich na kwaterę do siebie i wprowadziwszy do chałupy, rozmawiał z nami czystą polszczyzną, nawet nieco z litewska. Powiedział nam:
— Źle się stało: tylkoco obrali koszowym Jura Majborodę. Intryga popów, Moskwie zaprzedanych, jego wyniosła. Jest to fanatyk w schyzmie: uroił sobie, że jak Polska pozbędzie się Moskali, to zmusi Sicz do unii. Z tego powodu włada nim nasz protopop Sohaniczyn, brat archimandryty perejesławskiego, zawzięty nieprzyjaciel Polaków:
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/283
Ta strona została przepisana.