Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/289

Ta strona została przepisana.

nas w wierze macierzyńskiej wychowano. Ojciec kilka razy na rok jeździł do Kopysia dla dopełnienia swoich obrządków, ale tak cicho, że w domu nikt o tem nie wiedział. Zresztą we wszystkiem powierzchownie stosował się do wyznania matki: pościł z nią razem, bywał z nią w kościele, kapłanom łacińskim świadczył, jakby był katolikiem, a o religii nigdy nie mówił. Póki żył nasz proboszcz, człowiek prawdziwie świątobliwy, który nikogo nie wyłączał z miłości chrześcijańskiej i niczyjego przekonania nie potępiał, pożycie moich rodziców było szczęśliwe. Ale po jego śmierci jezuici orszańscy znaleźli wstęp do naszego domu. Mój ojciec pomimo wstrętu od całego tego zgromadzenia, przez przywiązanie, jakie miał dla żony, przeszkody temu nie stawił. Owoż wkrótce wszystko się odmieniło. Ksiądz Rokita, przełożony jezuitów orszańskich, został spowiednikiem mojej matki i co chciał, to jej wmówił: był to człowiek dość uczony, obywały za granicą, a mianowicie w Rzymie, i posiadał wszystkie warunki do kierowania umysłów słabych. Najprzód próbował on mojego ojca nawrócić; ale ten zawsze go zbywał milczeniem albo zwracał rozmowę do innego przedmiotu, i lubo nigdy nie ubliżył mu w grzeczności gospodarskiej, umiał jednak dać mu poznać, że w żadne ścisłości wdawać się z nim nie chce. Tymczasem z moją matką szło księdzu szczęśliwiej i odpłacił mojemu ojcu za jego niechęć ku