rzeczą jedynie ludzką i bez jakiegoś boskiego natchnienia obejść się nie może. Władza prawodawcza nie była dawniej jak dziś urzędem lub rzemiosłem, ale powołaniem; prawnictwo nie było nauką, ale obyczajem. Myśmy nie znali takich, jak teraz widziałem w Wilnie, profesorów, co za roczne pensye, opał i kwaterę, uczą prawa krajowego i tłumaczą je. Naszymi nauczycielami były: doświadczenie, obcowanie z ludźmi doświadczonymi, chodzenie około spraw, przypatrywanie się sądom, przysłuchiwanie się rozmowom tyczącym się związków i interesów familijnych, a nakoniec gospodarstwo i pożycie domowe. Bez tego wszystkiego niech tam kto i dziesięć lat w Wilnie siedzi pod profesorem, niech wszystkich praw na pamięć ponaucza się, dlatego prawnikiem nie będzie. Bo żeby być prawnikiem, rozumie się gdzie jest prawo, trzeba być obywatelem. Jakoż u nas prawie każdy obywatel był prawnikiem i kiedy bywało zapiszą się na kompromis, nawet na jakiego magnata, ten chociaż pewnie w palestrze nie był, nikogo jednak nie prosił, by mu dekret napisał. A kto był prawdziwym obywatelem, ten nie kończył na tem, że miał dobra, ale miał wiarę, nałogi, tryb życia, myśli obywatelskie, i dlatego był prawnikiem, a w razie potrzeby i prawodawcą: bo takiemu Pan Bóg instynktu nie odmawiał. To też kiedy człowiek w ręce weźmie statut litewski, albo dawne konstytucye koronne, czyta je jakby jakie modli-
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/296
Ta strona została przepisana.