ludy zaczynają się sromać swojego posłuszeństwa, i jeden naród po drugim pozbywa się naprzykrzonych a paskudnych tych rodów; a na czem to wszystko się skończy, tego nie wiemy, jeno co nam do tego, niech każdy o sobie myśli. Dość, że za granicą i magnaci zaczęli iść za przykładem królów i między sobą się wiązać, a papieżom naprzykrzać się o dyspensy, dlatego oni i ród swój zwiedli, choć nie tyle. Jeżeli się na ciele jeszcze całkowicie utrzymują, może dlatego, że ich matkom łatwiej było na to poradzić, niż królewskim żonom; na umyśle już całkiem upadli. Za granicą już tylko mieszczuchy książki piszą i uczą naród rozumu: oni po sądach mecenasują, ba! nawet prawa stanowią, i naród im wierzy, bo mają rozum, a szlachta poszła w poniewierkę, jako dumna samem głupstwem. To kiedy na nas napłynęło szlachty francuskiej, co tu uciekała w czasie koliszczyzny tamecznej, że cudze zawsze się podoba, panowie i panie chwytali tych zbiegów, jako nauczycieli mądrości. Wielu z nich widziałem, a żadnegom nie znał takiego, coby umiał po łacinie. Z przeproszeniem panów naszych, poznałem, że to byli głupcy i nie dziwiłem się, że ich przepędzono: bo rządzący powinien mieć więcej światła niż rządzony, a kiedy go ma mniej, niech ustąpi, jeśli nie chce czegoś gorszego się doczekać. U nas magnaci nie składali stanu oddzielnego; byli szlachtą, byli narodem, na przestronnem polu
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/302
Ta strona została przepisana.