nej, ruszył za nim do Nowogródka i w ośm godzin po rozstrzelaniu przyjaciela stanął przed miastem. Regiment Massalskich próbował rogatek bronić, ale w puch został rozbity. Dopiero dowiedział się książę o swem nieszczęściu; bo często bywało potem powtarzał, iż dwa tylko miał w życiu prawdziwe nieszczęścia: pierwsze, podział kraju, a drugie, rozstrzelanie Wołodkowicza; i nigdy nie przestał obu tych strat opłakiwać.
Więcej niż w dwadzieścia lat po tym wypadku książę wojewoda jak zwykle obchodził dzień św. Karola, na który, można powiedzieć, że cała Litwa zjeżdża się do Nieświeża. Książę wedle swojego zwyczaju, otoczony sługami i domownikami, siedział w ogromnych sieniach swojego zamku, dla przyjmowania gości: naprzeciw każdego wychodził do drzwi i znowu wracał do swego głębokiego krzesła, nim dla innego przybywającego znowu wstać mu przyszło. A że każdy gość przybyły zostawał z nim w sieni, póki się wszyscy nie zjechali, cały ranek tam przepędzał w coraz liczniejszem towarzystwie. Owoż razu jednego wchodzi jakiś jegomość, w wieku bliższym starości niż lat młodych, w kontuszu mundurowym granatowym, z pomarańczowym kołnierzem i takimi wyłogami oraz czapką, a w żupanie białym: zbliżywszy się do księcia, kłania mu się nizko, jakby żądając ośmielenia, aby mógł o jaką łaskę prosić. Książę to uważając, odezwał się: — Panie bracie, czego waść
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/321
Ta strona została przepisana.