Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/327

Ta strona została przepisana.

— Prędzej się z moją skórą niż z dubeltówką rozstanę.
— Na co ci się ona zda, kiedy ty strzelać nie umiesz?
— Czy umiem, czy nie umiem, to nie twoja rzecz: a strzelby nie dam.
— A jużci kto ma strzelbę, powinien okazać, że ona mu się zda na coś.
— To szczęście, że ty nie jesteś łowczym wielkim litewskim, bo twój zarzut mógłby mnie obchodzić; ale wiem, że może strzelam tak dobrze jak ty.
— Możesz tego dać dowód: niedaleko dworu jest knieja niewielka, ale dobra; obrzućmy ją siecią, mam sforę gończych z sobą, od których lepszych i w Nieświeżu nie znajdziesz, a cała psiarnia JW. jenerała jest na twoje usługi; on obławy nam nie odmówi, ani dojeżdżaczów. Pójdźmy więc ze świtem do kniei, prócz ciebie nikt strzelać nie będzie. Jeżeli wyniesiesz zwierzynę, ja ci oddam moje cztery konie; a jeżeli skwasisz polowanie, pożegnaj się z swoją strzelbą.
— Zgoda! Ale zróbmy układ na piśmie i wręczmy go JW. jenerałowi; bo jak ubiję zwierza, to ty żarcikami gotów mnie zbyć: wszak my się nie od dnia wczorajszego znamy.
— Pisz, co ci się podoba, ja wszystko podpiszę, bo wiem, że ubijesz zwierza, jak ci na nosie chyba siędzie.