zastawą na nim oparta. Nadto jeszcze się odgrażał, że na tem nie poprzestanie, i kilkakrotnie prawie co dzień przed nami powtarzał:
— Panie kochanku, nie mam ani przyjaciół, ani sług wiernych. Pan Leon mnie ukrzywdził, a nikt się za mną nie ujmie. Kto mnie szczerze kochał, już nie żyje. Gdyby żył Zawisza, lub Wazgird, lub Bohuszewicz, dawnoby pan Borowski poznał, co to jest Radziwiłła krzywdzić; a cóż dopiero, gdyby Ignacy Wołodkowicz zmartwychpowśtał! Wszyscy albeńczyki moje folwarki za bezcen trzymają; słudzy się panoszą, i to całe ich przywiązanie.
Te słowa wnętrzności nam przeszywały jakby nożem, bośmy i pana Leona szczerze kochali, pomimo jego dziwactw. On będąc w największych względach u księcia, nie tylko że żadnemu z nas nie był na przeszkodzie, ale owszem każdemu pomagał, za każdym mówił i prosił, tylko za sobą nigdy. Z drugiej strony nasze obowiązki dla księcia były święte: my chleb jego jedli i smaczny; i gdyby pan Leon nie przeprosił księcia, radzi nieradzi musielibyśmy się z nim rozprawić, bo sławy swego pana od napaści bronić trzeba. Przyjaciele tedy i słudzy księcia, zrobiliśmy między sobą jakby jaki sejm, aby jakoś tak rzeczy pogodzić, żeby nie mieć sobie nic do wyrzucenia, ani względem przywiązania i wdzięczności dla naszego księcia, ani względem przyjaźni, którąśmy
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/337
Ta strona została przepisana.