przywitawszy go — gdzie mnie czart zapędził! Dwudziestoletnie zasługi dyabli wzięli, piękny majątek utraciłem i jeszcze wcześniej czy później po skórze dostanę: nic nie brakuje tylko tego. Czemże pana przyjmę? Mam pół garca wódki starej i tem cię traktować będę, bo niema z czego. Patrz! — dodał mu, wytrząsnąwszy sakiewkę, z której wypadła złotówka i kilka srebrnych groszy — oto cały mój majątek, a wszystkie moje pasy lite zastawione po żydach się walają. Dało mi się we znaki polowanie samuelowskie! Ale sam znam, żem się nie popisał. Wstyd mi. W Warszawie chodząc jak chłystek koło rady nieustającej za moim głupim interesem, którego nie mogłem nie przegrać, chociażbym i królewskim był bratem, takem się był odsłużył, że z miasta by mnie nie wypuszczono, gdyby poczciwy Sołohub nie był przysłał przez Tatara trzech tysięcy złotych z listem, w którym wyraża, że nigdy nie przestanie ubolewać, iż jest przyczyną moich dolegliwości. Co on winien? Ja jak ostatni błazen postąpiłem. Jakem wpadł w niełaskę u księcia, to odemnie stronią jak od zapowietrzonego. Bóg ci odpłaci, żeś o mnie nie zapomniał.
I nalawszy kielich wódki, wypił do pana Jerzego. Wypił i pan Jerzy.
— Co myślisz z sobą robić, panie komorniku?
— Albo ja wiem, co będzie dalej! Teraz przyjacielskie oblicze mnie zabłysło, tego dawno
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/340
Ta strona została przepisana.