Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/341

Ta strona została przepisana.

nie było, więc zmartwieniom zrobi się przerwa, jest przynajmniej z kim wypić: na frasunek dobry trunek; waćpana, panie krajczy!
— A cóż to, panie Leonie, czyż z desperacyi gorzałką już się rozpiłeś?
— Kto, ja? Jakem sodalis, wodę jak kaczka piję. Albo mam za co i z kim pić? Wiesz skąd u mnie ta wódka? Oto wczoraj tydzień się skończył, jak ona nienaruszona stoi w tej flaszy. Przybył do mnie szlachcic z zaścianku Raców: wszak musisz znać okolicę Raców pod Nowogródkiem?
— A dla Boga!
— Nieborakowi parę koni ukradziono; opytem trafiał za nimi do Słonima, gdzie je znalazł u Fejbisza, pierwszego kupca tutejszego. Nie mając tu prócz mnie znajomego, bom nieraz na słomki w jego okolicy chodził, do mnie się udał i garniec starej wódki mi przyniósł, prosząc o pomoc. To z nim razem część jego wódki wypiłem a potem biedakowi wykierowałem interes. Fajbisza nastraszyłem grodem, ale tak, że żydzisko nie tylko że konie oddał, choć je w dobrej wierze kupił, ale jeszcze dwadzieścia złotych nawiązki mu odliczył za ekspens podróży. Cóż to, panie Jerzy, nie pozwalasz bym do ciebie wypił?
— Ale kochany panie Leonie, jabym truciznę gotów z tobą pić; ale wolałbym wina kieliszek.
— To już wyraźnie natrząsasz się ze mnie. Gadać o winie takiemu, co dwa złote niespełna