ewikcyę swoich sto czerwonych złotych przyjął monetę, która dla mnie przygotowana w Nieświeżu, a która — dodał z głębokiem westchnieniem — i tu nakoniec mnie znajdzie.
— Co mamy na sucho rozprawiać: bierz pieniądze, poślij po wino, napisz mi dokumencik, a przy kielichu i uradzim i uradujem się.
— Toć to i Bóg i ludzie wiedzę, że masz więcej rozumu niż ja: zrobię co każesz.
Odliczył pieniądze pan Leon i swego chłopca posłał do winiarni, dając mu czerwony złoty i mówiąc:
— Ruszaj do Małgosi, połóż jej w ręce co ci daję, żeby mi przysłała przez ciebie garniec tego wina, co po oficyale świętochowskim dostała.
Sama nadzieja, że będzie traktował gości, i jeszcze tem dobrem winem, rozweseliła pana Leona. On, co był najgościnniejszym z ludzi, odzyskał teraz ten humor, jaki zwykle miał, będąc jeszcze wyrocznią nieświezką.
Przynieśli wino: zasiedli obaj przyjaciele; pan Leon dokument napisał, odczytał go z uwagą pan kraj czy i porządnie złożywszy, schował w zanadrze. Kielichem zaczęli się bawić. Opowiadał różne dykteryjki pan Leon, tak dowcipnie, że nie tylko garniec, ale i dziesięć możeby się niepostrzeżenie wypróżniło, tak miło czas schodził. Ale gdy przyszło do interesu, to jest jaką furtką trafić do księcia, to nad tem zaczęły się suszyć umysły. Rozmaite
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/343
Ta strona została przepisana.