Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/348

Ta strona została przepisana.

żanki, a dotąd ich nie widać. Przyjdzie się wstydzić przed kasztelanicem trockim, że u Radziwiłła kapcański obiad. Nikt mnie nie słucha, drwią ze mnie; odkąd mnie pan Borowski ukrzywdził bezkarnie, za boże stworzenie mnie nie mają. Trzeba uciekać z Litwy: bo doczekam się tego, że we własnym moim domu w. komornik słonimski da mnie w skórę, a moi przyjaciele jeszcze mu do tego pomogą. Jak tylko oddam chorążankę, zaraz wyjadę do Ołyki. Między koroniarzami szukać będę przyjaciół, a Litwy znać nie chcę.
I coraz mocniej zaczął sapać, a my, cośmy go otaczali, nie wiedzieli co z sobą robić, tak nas temi wymówkami piłował. Wtem u sieni drzwi się odmykają i wchodzi — kto? pan Leon Borowski! z miną gęstą, w kontuszu nowogrodzkim pąsowym, z pasem tak litym, że aż oczy się ćmiły, i niziuteńko skłonił się przed księciem. Książę tak się zmieszał, że aż języka zapomniał w gębie. Wstał, znowu usiadł w krzesło i odezwał się w roztargnieniu:
— Co tam słychać, panie Leonie?
— Teraz słychać, że dwóch wielkich głupców na Litwie.
— Kto taki?
— Jeden książę Radziwiłł, wojewoda wileński, a drugi Leon Borowski, komornik słonimski.
— Jakto! — przerwał książę, mocno zasapawszy.