— A tak, książę panie! Radziwiłł, że się porwał na carowe; a Borowski, że się porwał na Radziwiłła.
Cóż powiecie? Książę zamiast coby się miał gniewać, zaczął się śmiać do rozpuku, a potem rzekł:
— Panie Leonie, w. pana całe życie błazeństwa trzymać się będą! A kto waści zaprosił do Nieświeża na wesele?
— Sam się zaprosiłem, książę panie; zatęskniłem się w Słonimie. Wykroczyłem, o tem Bóg i ludzie wiedzą więcej jeszcze niż sam książę. Bij mnie, bom wart tego; ale ostrzegam, że W. Ks.
Mość i hakami od Nieświeża mnie nie odpędzisz — i kląkł przed księciem. Książę się rozczulił, ucałował go, mówiąc:
— Panie Leonie! bądź dobrej myśli, a o tem, co minęło, nie gadajmy.
Pan Leon padł mu do nóg i rozpłakał się, i my wszyscy się rozpłakali; książę go podniósł i zaprowadził do stancyi, dokąd my wszyscy za nim poszli. Książę ciągle odtąd był wesoły: bo pan Leon miał dar szczególny jego rozweselać, jako i nas wszystkich. Wrócono mu Niehorołę i mundur albeński, przy dawnych względach i odtąd już nigdy pan Leon księciu się nie naraził. Takiego pana, któremu równego nie było i nie będzie, śmią francuscy pisarze nazywać barbarzyńcą!