pamiętają w Nowogródku, jak pod farnym kościołem kiełbasy i bryndzę przedawała. Ale była szlachcianką, a co więcej poczciwą; a jej córka wyglądała jak pączek róży. Że książę wojewoda trocki nie był skrupulat, użył swojego kamerdynera Niemca, czy Francuza, by mu koło dziewczyny patronował: jakoż on miał być majstrem do tego, w czem go w Warszawie i w Wilnie nieraz doświadczał. Ale że Nowogródek nie stolica, poszkapił się fircyk. Stara nasadziwszy ukrytych świadków, zapozwała kusiciela do grodu, gdzie był sędzią pan Dominik Wierzejski, którego brat rodzony był rejentem sądów zadwornych i jednym z filarów bandy albeńskiej, a on sam był urzędnikiem o nieskażonej sprawiedliwości i gorliwości w dopełnieniu najściślejszem prawa. To choć książę był wielkim panem, takiego mu napędzili strachu, że dwadzieścia tysięcy dał Niklewiczowej na posag córki, aby go z pozwu wypuściła. A pomimo próśb i gróźb, pan Wierzejski kamerdynera na dwanaście tygodni do turmy zaparł; a spodziewam się, że po takiej rekolekcyi poznał, że co stolica, to nie prowincya. Nasza młodzież widząc, że i panom nie bardzo uchodzi broić wszeteczeństwa, w wielkiej obyczajności się chowała: bo i Boga się bała obrażać, i taki urzędy były straszne. Ale powoli zaczęło się złe od panów do szlachty przenosić, przecież bardzo powoli. Za moich czasów byli w Nowogródku juryści, starzy kawalerowie
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/360
Ta strona została przepisana.