tylko żeśmy w podejrzanym domu noc przepędzili! W ponurem i gorzkiem milczeniu wyszliśmy z tej Sodomy, złorzecząc panu Jelcowi za jego nieuczciwy żart. Odprowadziłem pana rejenta do jego dworku. Tam usiadłszy jeden naprzeciw drugiego, zaczęliśmy rzewnie płakać, serce rozkroiłoby się samemu panu Jelcowi, gdyby na to patrzał, zwłaszcza na frasunek sędziwego rejenta. Ten pierwszy przerwał milczenie mówiąc:
— Panie Sewerynie, a gdzie to nas ten łotr zaprowadził? Siedemdziesiąt i kilka lat żyję, a nigdy przed dniem wczorajszym moja noga nie postała, tylko w takiem miejscu, z którego publicznie szczycić się mogłem; a dziś moja starość już jest zhańbiona. Czy my na to zasłużyli?
Ja mu odpowiedziałem: — Jużci gdzie niema woli, tam niema grzechu. Niech się pan Andrzej kruszy, co z nami tak podłego żartu śmiał się dopuścić, a nie my, na których niewinność Pan Bóg patrzy.
— Nie, panie Sewerynie! my winni; wszak to nas w szkołach uczono: Cum bonis bonus eris, cum malis perverteris. A po co my z tym farmazonem, co się Pana Boga nie boi, przestawali, a nawet zaprzyjaźnili się. Ukarzmy siebie, aby nas Pan Bóg nie karał!
Dopiero kazał mi się położyć i pięćdziesiąt batogów mi odliczył; a potem sam się położył, oddawszy mnie batog, i musiałem jemu taką samą
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/364
Ta strona została przepisana.