Nareszcie trzeci gatunek kozak dworski, co jest do Zaporożca, czem zwierz domowy do dzikiego, wybłysnął także podobny z pod pędzla autora. To on! Z wiernością i zmysłem pudla aportuje od pana Potockiego do pana Ogińskiego. Rozrzewniający dyplomata, jedyny rodzaj kozaka ambasodora, jaki ja pojąć mogę! Szerokiemi szarawary i gromkim głosem nie będzie on straszył salonów, nie domyśla się francuzczyzny, i wie że się jej nie domyśla, ale skromnie odnosi poselstwo serwaserem na łbie mu wypisane. Ma też swoją nagrodę, swoje radości. Sam pan Ogiński nalewa mu kielich wódki. Typ arcy-szacowny, pociągający serce: bogdaj się tylko przechował jak go tu autor Pamiątek nakreślił, i nie zapragnął, puszczając wodze ambicyi, wchodzić w stosunki z sułtanem konstantynopolitańskim.
Otośmy powiedzieli pokrótce nasze mniemanie o naturze przedmiotowości i artystycznem onej oddaniu w Pamiątkach, bez powziętego zamiaru nagany lub pochwały, ale jedną i drugą wyznając szczerze według wrażeń odbieranych od dzieła.
Pewien młody krytyk, przetrząsając z cierpkością utwory polskie wydawane w Paryżu, nazwał Pamiątki Soplicy chudemi wspomnieniami, przechowanemi lepiej w pamięci narodu. Zacny ich wydawca Stefan Witwicki wnioskuje, że posłużą poetom i pisarzom romansów. Pierwszy z tych sądów zdaje nam się całkiem niesłuszny, a drugi niedostateczny. Pamiątki Soplicy nie są ni robotą spółczesną malowanym wypadkom i w braku innej zasługi noszącą ślad okresu, ani gnojem Enniuszowym dla przyjść mających Wirgilich: są to już dzieła sztuki skończone w mierze talentu pisarza; i aby w jedno wyrażenie zsumować, cośmy tu lub owdzie o tym przedmiocie powiedzieli, autor — byle nie pętał swej siły — odda usługę całemu społeczeństwu polskiemu, pozwalając mu widzieć się w swojej przeszłości.