to tam po sąsiadach w pierwszych tygodniach uzbierałem ze dwadzieścia koni, ale koni całą gębą. Wtedy to mi się dostał ten mój siwosz, coście go wszyscy znali, i co mi pięć lat wiernie służył, a który kiedy padł pod Opatowem, ledwom nie płakał jak po synu rodzonym. I sobie czekam zdrów w Cudnowie na kiermasz berdyczowski, aby i resztę dokupić. Aż tu pan Puławski, starosta warecki, podnosi Konfederacyę w Barze i zaczynają biegać po kraju uniwersały, powołujące szlachtę do pospolitego ruszenia. A Moskale szastają się po okolicy jak szczury po szpichlerzu, tak, że pan łowczy w obawie by mi chudoby nie zabrali, radzi wyprawić ludzi i konie w puszczę cudnowską. Ja mu na to:
— Dobra i łaskawa rada w. pana dobrodzieja; ale na sercu mi cięży rozkaz marszałka Konfederacyi: darmo, trzeba iść gdzie każą.
A on mnie:
— Niech pan porucznik konie zbiera w lesie, gdzie bezpiecznie; a ja mu co będę mógł szlachty dostarczę. Lepiej w kilkadziesiąt koni służyć marszałkowi, niż z dwoma towarzyszami przed nim się pokazać, choćbyś się cudem do niego przedarł z tak małą siłą.
Nie miałem nic do powiedzenia, tylko podziękować mu za łaskę; a on na niej nie przestając, sam chciał mnie przeprowadzić do Szyjeckiej Budy, gdzie mi naznaczył kwaterę. Naprzód tam moje
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/395
Ta strona została przepisana.