Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/407

Ta strona została przepisana.

mną siadł za stołem. Rozumie się, że nie była pora o to z nim się targować. Kazał więc stół na dwie osoby nakryć i wcale smacznym obiadem na farfurze mnie poczęstował; a dla zakropienia onego, garniec wytrawionego maślaczu był na stole. Po sztukamięsie, Pawlik za zdrowie moje srebrny puhar wina spełnił, a na wiwat za danym znakiem kilka samopałów dało ognia, że odgłos po całej spelunce kilkakrotnie się powtórzył. A że obiad był smaczny, nic dziwnego; bo jakaś popadia z pod Wasilkowa, zakochawszy się w diaczku i dla niego porzuciwszy męża, z nim do Pawlika przystała. Diak do rozboju pomagał, a popadia Pawlikowi za kucharkę służyła. Wszystko było dobrze i przyzwoicie; ale ta myśl, że człowiek krew i łzy pije, psuła wesołość; powtóre, ciężył na sercu smutek po własnej szkodzie, i więcej jeszcze wstyd, że pomimo naszego statutu i naszych konstytucyi, złodzieje bezkarnie gospodarują i biesiadują na Rusi, pod bokiem prawie urzędu (bo do Żytomierza i dwóch mil nie było); a tu niemasz siły, by takowemu bezprawiu koniec położyć. Ale cóż, kiedy rzeczpospolita ciągle od postronnych napastowana, a tylko zajęta tem, by swoją całość zachować, nie miała czasu ani do odetchnienia, nie tylko do urządzenia siebie wewnętrznie. Nie temu, co na łożu boleści ze śmiercią się pasuje, myśleć jakby sobie mieszkanie oporządził. Wszystkoby się u nas dało zrobić,