gdyby ościenni dali nam pokój. I tak, panowie, chociaż w plugawem towarzystwie, jakoś frasunek się topił w lampeczce, że, Panie Boże przebacz! gawęda dla mnie zaczęła przybierać powabu.
— Panie Pawlik! — powiedziałem mu — kiedy tak się Panu Bogu podobało, że pomimo tego, iżeś mnie ledwo ze skóry nie obdarł, przecie u waćpana stołu za swoje zdrowie wzajemnie kielichy spełniamy; pozwól siebie zapytać, czy i ten koń mój gniady, z którego zleść musiałem, aby jak wąż przedzierać się z waćpanem po zaroślach, a którego tu nie widzę, także via facti został waszą własnością?
— Pan porucznik go znajdziesz w Szyjeckiej Budzie; zaraz go tam odesłałem. Że pan pozwoliłeś mi siąść z sobą, to dla mnie tak wielkie szczęście, iż nie dopuszczę, aby pan odemnie smutną wynosił pamiątkę. Na sercu mi leżało, że moich ludzi w dyby pozabijano; dlatego pozwoliłem sobie pana komisarza cudnowskiego namęczyć, i teraz pewno nic go tyle nie frasuje, jak to, że w jego przytomności trzos panu zdarłem. Tyle tylko mojego, co go nafrasuję. A musiałem go ukarać, bo mnie niesprawiedliwość wyrządził; a przecie i moim ludziom trzeba pokazać, że o nich dbam. Ale kto ze mną je chleb i sól, do mnie żalu mieć nie będzie. Wracam panu trzos nietknięty: coś pan tam włożył, to i znajdziesz. Tem chętniej to oddaję, żeś pan przedemną odkrył
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/408
Ta strona została przepisana.