Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/410

Ta strona została przepisana.

chodzić mają; samiście się im poddali, a jak kto sobie pościele, tak niech się i wyśpi!
Zresztą, prawdę powiedziawszy, czas mile mi schodził z rozbójnikiem, bo już do niego nie miałem żalu po zwrocie szkody, a i winko było smaczne i rozmowa przyjemna. On mnie się wyspowiadał z całego prawie żywota. Był poddanym ś. p. Woronicza, oboźnego koronnego, dziedzica Trojanowa, bo w jego zamku się urodził z rodziców dworskich; i od dzieciństwa był u niego w wielkich łaskach: lulki panu nakładał, potem do polowania mu asystował. Kazał go pan wyuczyć czytać i pisać, i pewnieby go liberował z kawałkiem chleba, gdyby nagle nie był skończył życia. A tak Pawlik osiadł jak na lodzie. Bo oboźny małoletnie dzieci tylko zostawił, których opiekunem będąc z prawa natury ich wuj, pan Szczyt, podkomorzy piński, że nigdy nie mieszkał w Trojanowie, wszystko tam było na dyskrecyi rządców. Otóż Pawlik bardzo w widokach swoich upadł, zamiast u pana, u komisarza będąc na usługach. Jeszcze mu tam z początku szło siako tako; ale pokochał się z synowicą komisarską, u stryja będącą na opiece, i jakoś ich komisarz nadszedł, gdy z sobą różaniec już odprawiali: a jak nie bądź trudno opiekunowi być obojętnym na związki krewnej z poddanym, pannę naprędce wydał za jakiegoś oficyalistę pod ręką będącego, a łatwo zgadnąć co Pawlika spotkało, lubo się z tem nie