Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/412

Ta strona została przepisana.

mendę swoją powiększył, bo do niego hultajstwo i ze wszech stron się garnęło, aż na końcu robił trudności w przyjmowaniu, jakby jaki rotmistrz kawaleryi narodowej. A była w nim jakaś żyłka uczciwości. Pewnego majętnego obywatela syn, już pod wąsem do szkół jezuickich w Żytomierzu chodzący, za jakąś psotę w szkole obatożony, tak silnie to uczuł, że pałając zemstą, do niego chciał przystać. Ale on nie chciał korzystać z uniesienia rozpaczy, owszem reflektował go, przekładając, że mu, będącemu szlachcicem, a zatem ze stanu wyłącznie poważanego w kraju, nie przystoi zostać wywołańcem jak oni, co gdyby nawet i poczciwie chcieli się prowadzić, dla ich urodzenia żadnego dobra spodziewać się nie mogą. I tak ukojony chłopiec do ojca powrócił. Pawlik do takiej zuchwałości przyszedł, że otwarcie z ekonomiami w umowy wchodził i one mu się opłacały. Niektóre mu corocznie haracz dawały, jakby jakiemu krymskiemu hanowi, lękając się napaści. Kahał piatecki płacił mu pięćset złotych na rok, które pobierał w jego imieniu garncarz miejscowy, jego kum; a z tego nic mu się złego nie stało, bo ekonomia piatecka nie śmiała go o to napastować.
— Panie poruczniku! — mówił mnie — nie myśl pan, bym tylko był rozbójnikiem wojennym; masz we mnie wielkiego sprawcę sprawiedliwości: w całej Polsce przy mnie jednym jest jurysdykcya między dziedzicem, a chłopem. Jak dziedzic lub