zbierałem mój oddział i nowo zaciążnych uczyłem obrotów, a on ciągle o wszystkiem mnie donosił, że ani patrolów, ani placówek nie potrzebowałem wysyłać.
Nie na tem koniec. Razu jednego, wziąwszy mnie na stronę, mówi:
— Panie poruczniku! między swoimi więcej trzydziestu ludzi wyrozumiałem, że myślą tak jak ja: wszyscy chcemy do pana przystać i ojczyźnie służyć.
— Od Pana Boga wasza myśl natchniona; nic świętszego!
— Ale ja panu przyznam się, że na mnie w grodzie żytomirskim leży dekret. Jak do pana przystaniemy i pójdziemy dalej, a kto z tych stron mnie pozna, to żeby mnie czasem Konfederacya nie kazała powiesić.
— Pluń waćpan na to. A co to ja malowany, żebym dopuścił, aby skrzywdzono takiego, co podemną służy? Już masz zasługi, których pewnie nie zamilczę. A jeśli jest jaki dekret, ten był ferowany na Pawlika, herszta rozbójników, a nie na Pawlikowskiego, prawdziwego syna ojczyzny i jej zasłużonego dowódcę oddziału ochotników, walczącego w Konfederacyi za wolność i wiarę zawiązanej: bo już jesteś dla mnie Pawlikowskim, i ciebie inaczej nigdy nie nazwę.
— A jeśli Pan Bóg dopisze, a pokaże się, żem się zdał na coś, czy Konfederacya wyrobi
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/414
Ta strona została przepisana.