kilkunastu swoich utraciwszy, nie wiele myśląc, w nogi!
Tak odbiliśmy pana Puławskiego i cały prawie garnizon berdyczowski; a Pan Bóg nie dopuścił Moskalom, aby się cieszyli ze swojej zdrady, zatrzymując jako brańców tych, co obowiązali się swobodnie puścić. Pan Puławski szczęśliwy, że za naszą pracą a rzeczypospolitej szczęściem do wolności wrócił i nadal ojczyźnie mógł być pożytecznym, na moje przedstawienie mianował porucznikiem w moim szwadronie pana Pawlikowskiego, i odtąd pod tem nazwiskiem między nami kursował. Sprawiedliwie dano mu drugi stopień w szwadronie, bo on najwięcej się przyczynił do jego utworzenia.
Pan Puławski objąwszy nad nami dowództwo, prowadził nas ze zwykłą jemu odwagą i przezornością. Po drodze u szlachty tyle koni ponadostawał, że spieszonych żołnierzy nowo w jeźdźców przekształcił, i szczęśliwie złączył się z JW. Potockim, podczaszym litewskim, na Pokuciu.
Poczciwy Pawlik skończył właśnie jakby dla usprawiedliwienia przysłowia, że kto ma wisieć, nie utonie. On utonął, bo nie miał wisieć, jak chciał tego kiedyś gród żytomierski. Kiedy uchodząc na Pokucie przed Moskalami, wpław przeprawiliśmy się przez Zbrucz, trzeba było takiego nieszczęścia, żeśmy jednego tylko utracili człowieka, a tym właśnie był Pawlik. Widno że koń, w którego ufał, musiał go zawieść; bo kiedyśmy na
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/418
Ta strona została przepisana.