pieniądze jego; kiedy skrewi, musi księcia pijanego i sennego kartą po nosie uderzyć tyle razy, ile tynfów szło na kartę. Czas nijaki mu się udawało; ale jednego razu, gdy książę uderzony przebudził się, sądny dzień zrobił się w Kojdanowie.
— Kto ciebie hultaju do takiej zabawy namówił? — zapytał książę Karolka.
— Ja sam siebie namówił — odpowiedział chłopiec, nie zmięszawszy się.
— Kiedy mnie tak zuchwale odpowiadasz, obaczymy, czyje będzie na wierzchu.
I natychmiast kazał mu pięćset łóz odliczyć, bo wiadome były porcye księcia chorążego. Prawdziwą rysią miał naturę Karolek, że nie skonał z bolu, ale tak się zaciął, że ani jęknął. Książę, co był świadkiem egzekucyi, lubo z przyrodzenia twardego serca, powiedział:
— Jednak to niepospolite chłopię. — A po skończonej kaźni zapytał go niby łagodniej, chociaż ta łagodność u innego uchodziłaby za największe uniesienie:
— Z jakiego powodu łotrze śmiałeś twojego pana znieważyć?
Ten mu na to:
— Cóż miałem robić z biedy: wszyscy paziowie mają pieniądze, a ja będąc chrzestnym synem księcia pana, od czterech lat, co mu służę wiernie, jeszcze szeląga nie dostałem.
Książę natychmiast darował mu pięćset tynfów,
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/428
Ta strona została przepisana.