Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/448

Ta strona została przepisana.

ja wyzwałem, ale mnie wyzwano: a zatem ruszaj sobie ze swojemi kazaniami do pana Scypiona. Wszak nie ten, co jest pod kondemnatą, z niej kwituje, ale ten, co ją otrzymał. A jeżeli pozwolisz mi się wywzajemnić radą, toć życzę, i jemu; daj pokój: bo że książę wojewoda waszeci dobrze płaci, to nie na to, byś nas doglądał.
— Więc pan strażnik klątwę za nic sobie ważysz? Przecież i dzieci wiedzą, że czy kto ofiaruje, czy przyjmuje wyzwanie, ten pod klątwą kościelną.
— To już z nowego bicza trzasnąłeś! Szczęście, żeś nie na półgłówka natrafił. A wiedz o tem, że ja twojej klątwy się nie obawiam; a co się tyczy kościelnej, z łaski Pana Boga nadto się wywiązałem kościołowi, by miał mnie od siebie odłączać. Bo gdyby waszeć w chleb kościelny opatrzono na tyle tylko, ilem kościołowi wyświadczył, nie miałbyś już potrzeby bakałarzować. Co się nie i mówi by się chwalić, lub jakby się żałowało tego, co się zrobiło, i owszem, da się jeszcze więcej swojego czasu zrobić; ale dlatego, iżby dowieść że bredzisz. Na sam nowicyat wileński, skąd wychodzili księża trochę większego zdania niż waszecine, sto tysięcy odkazałem i odliczyłem. Nie z fartuszkowego majątku, jak śmiał szczekać ten śmierdziuch Scypion, do którego to nie nie należy (dam ja jemu fartuszkowy majątek!), ale z własnej mojej krwawizny. OO. Jezuici nie dadzą zaginąć