a dom ten w Nowogrodzkiem osiadły był mi dobrze znajomy, kiedy to jeszcze kratek pilnowałem; a miałem z nim nawet i swojactwo przez moją żonę. To wszystko opowiedziałem. Mówił trochę po polsku, zwyczajnie jak Szlązak, ale po łacinie jak się należy. Ucieszył się, iż jego krwi dobrze na Litwie się powodziło, i zaprosił mnie do swojego zamku pod samym Namysłowem. Ja mu służyłem, raz, że sama grzeczność nie pozwalała odmówić, a powtóre, byłem rad odpocząć, tem więcej, że koniaki mi się pochorowały. Lubo jego gościnność nie była zupełnie taka, jak u nas, co to gospodarz ledwo sam siebie nie usmaży, aby gościowi dogodzić; nie mogę się jednak skarżyć, iżby wedle jego obyczajów na pół zniemczałych, bo taki podobno już był zlutrzał, nie był dla mnie wylanym.
Oprowadzał on mnie po swojem gospodarstwie i znał się na niem, bo wedle ich zwyczaju to był dobry gospodarz. Podobało mi się, że dawna polska natura ich nie opuszcza. Pilnuje roli, nie tak jak zupełni Niemcy, co ziemię swoją w dzierżawę puszczają, a sami w kamienicach siedzą, rynku pilnując, jak zwyczajnie Niemcy. I tak więcej tygodnia u niego bawiłem. Jeszcze to widząc mnie porządnie ubranego, z pasem litym, a szczycąc się, iż z polskiej krwi pochodzi, wymówił się, z wielką jednak delikatnością, że mój ubiór bardzo mu się podobał, i że bardzo
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/455
Ta strona została przepisana.