byłby szczęśliwy, mieć całkowity strój polski na pamiątkę swojej procedencyi. Mnie ruszyła ambicya, żem nie tandetnik, abym odzieniem handlował; prosiłem go, aby raczył odemnie przyjąć ofiarę z mojego ubioru, gdyż do domu wracając, nowych; znajomości robić nie myślę, a tylko o takie dwory kołem zaczepić, w których mi będą radzi, choćbym i w kapocie się stawił. Jakoż nazajutrz z rana, przepraszając iż mu atencyę moją oddaję w kapocie, wręczyłem mu, co tylko dnia poprzedzającego miałem na sobie. I chociaż pas słucki do tysiąca złotych mnie kosztował, rad byłem go przekonać, że kiedy potrzeba, my się nie rachujemy, i że jego chleba nie darmo jadłem. A lubo z mojej strony to była ofiara, więc nie bez jakiejś przykrości; takem go widział uszczęśliwionym z mojego upominku, że ażem się ucieszył z myśli przysłużenia się jemu. Że był podobnej mnie tuszy, zaraz chciał się po polsku ubrać, do czego mu pomogłem i wyuczyłem jego sługę, jak pas ma jemu zawiązywać. Dość, że cały ten dzień chodził w mundurze województwa nowogrodzkiego, jakby nasz obywatel, chociaż u Niemców był baronem. Ale tego samego dnia oprowadzając mnie po swojem gospodarstwie, a zaszedłszy do obory, która jakby jaki pałac wyglądała, wybrał dwanaście najpiękniejszych krów i buhaja, prosił mnie, bym to przyjął na pamiątkę. Ja mu się wymawiał, że nie z pretensyi żadnego obdarowania odstąpiłem mu moją
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/456
Ta strona została przepisana.