Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/458

Ta strona została przepisana.

kiedy się napracuje w polu, że już mu rozrywki potrzeba, to swoje drobiazgi przeziera, przeczyszcza, przekłada, i tak mu czas schodzi. A jak mnie mówił, każdy prawie u nich możny obywatel ma podobne rupiecie i niemi się bawi, że mu gawędy nie potrzeba, aby czas schodził. My szlachta podobnych rupieci u siebie nie mamy, ni się znamy na nich, a cała nasza zabawa z ludźmi obcować. Kiedy który z nas dorobi się, że aż przyjdzie do własnej wiosczyny, jako zwykle, w niej dworu nie zastaje, zaraz go stawi nad folwarkiem, ale tak, żeby z okna na gościniec mógł patrzeć, by wyglądać, czy kto nie łaskaw nawiedzić; to kiedy spostrzega, że z daleka kurz się podnosi, ledwo serce nie wyskoczy z radości, że może ktoś o nim nie zapomniał. A kiedy nadzieja nie zawiedzie, to dopiero szczęście! Przyjmuje się łaskawcę, oprowadza się go wszędzie, pokazuje się mu stajnie, popisuje się przed nim swoją pracą, wypije się z nim, a nagawędzi się, że ledwo się nie rozbeczy przy pożegnaniu. Kiedy dusza się wylewa, trudno żeby czasem co i nie wymówiło się, bo serce do ust gwałtem się przedziera. Ale było na to lekarstwo, aby jaka ważna rzecz się nie wypsnęła. Za dawnych czasów, kiedy się któremu z nas co powierzało ex publicis, wymagano zaraz przysięgi na dochowanie tajemnicy. A jak kto się związał przysięgą, to choć mu język zaświerzbi, zaraz mu staje przed oczyma straszny sąd boży; a gdy