nego czasu. Ale wielcy wasi potomkowie będą ich czytać z uniesieniem. Panie regimentarzu! nie wątp o mojem przywiązaniu; źrenicy oka mojego tyle nie miłuję, ile ciebie. W mojej rubryceli wyczytasz imię Stanisława Ferdynanda, bo zawsze za ciebie się modlę, jako za wielu współczesnych, za których powodzenie częste Bogu czynię ofiary. A obok tych imion znajdziesz niemniej innych, co już swoje odbyli, a dla których wiecznego odpoczynku błagam. Są tam przytem imiona tych, którzy się jeszcze nie urodzili, a dopiero za lat kilkadziesiąt się pokażą, ale których mnie Pan Bóg objawił, żem ich widział jak na mojej dłoni. Co to będą za nadzwyczajni ludzie! A ja zawczasu za nich się modlę, bo im człowiek większy, tem więcej modlitw potrzebuje. Przyznaj, panie chorąży, że jakem myśl twoją podniósł do przyszłych czasów, których pomyślność w ciemnym tylko sposobie odkryłem, już ci ból stał się znośniejszym, a przecie — —
Tu wpadł ksiądz Marek w zachwycenie i dwa strumienie łez zaczęły się mu sączyć po jagodach. A my milcząc patrzali tylko na niego, bo coś było w nim takiego, że nie można wątpić, iż on święty człowiek z Panem Bogiem rozmawiał. Kiedy mówił, my zapominali o dolegliwościach naszych, a nie tylko my, cokolwiek okrzesani, ale i prostaczkowie nawet, co podzielali nasze trudy, leżąc na przemoczonej ziemi, głowy podnosili, by go słuchać, i mówiłby do białego dnia, a żaden nie
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/465
Ta strona została przepisana.