z dawien dawna. Waćpan dziś się mnie kłaniasz, choć niema komu, a ja za rok waćpanu. A jak się kiedyś wzmożesz, bo wszystko u nas bywa, a mnie już nie stanie, pomagaj moim synom. A teraz żonkę ci powierzam, byś mi ją szczęśliwie do Warszawy przywiózł.
I tak, mój panie Kazimierzu, pan chorąży wielki litewski, regimentarz Konfederacyi barskiej, orła białego kawaler, — pani Małużyńskiej służył za furmana. Ale równy równemu bez hańby służyć może, a choć uboga ona była, jednak tak zacnie urodzona, jak my obydwaj. Przy pomocy Pana Boga trafiliśmy gdzie nam trzeba było. Przy rogatkach ani nas pytano, co za jeden, bo celnicy dobrze się znali z imością. A ja ją odwiózłszy do Żelaznej bramy wedle jej woli, tam ją zostawiłem, obiecując jej starać się o kupca. A sam poszedłem do Kapucynów, moich znajomych i dla mnie wylanych; raz, że ich klasztor w Olesku, naszej fundacyi, powtóre, że jak wiadomo, wszystkie u nas klasztory za dobrą sprawą. Ale przez drogę myślałem sobie:
— Oj gdyby mnie poznał jaki bryś z Poniatowskiego psiarni, nie wiem czyja dola byłaby lepsza; czy moja, czy tych gęsi, com ich przywiózł do miasta.
Tak więc obwitawszy się z naszymi poczciwymi brodaczami, poszedłem do Żelaznej bramy z kanafarzem, który mnie odrazu poznał, bo bywał
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/473
Ta strona została przepisana.