Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/474

Ta strona została przepisana.

w Podhorcach u mojego ojca na kweście, i pani Małużyńskiej przyprowadziłem kupca wedle mojej obietnicy. Brat kanafarz zaprowadził ją z gęsiami do blichu, gdzie blicharz na ustroniu mieszkający ułatwiał wszystkie wydatki klasztorne. A on, co tylko zaceniła, bez targu zapłacił, bo ja to już był ukartował. Potem ją pożegnałem, prosząc by się mężowi kłaniała, a dziękując jej za łaskawe przywiezienie. Przez dzień u gwardyana siedziałem, a wieczorem poszedłem do Jezuitów, których nie miałem powodu się obawiać, bo oni nie ustępują Kapucynom w miłości ojczyzny. Jakoż lubo większa ich część wiedziała, kim jestem, i nawet wielu z uczniów, byłem bezpieczny jak w obozie, bo u nas najzacniejsze uczucia w zakonach i w młodzieży. Ucałowałem mojego Adasia; przebyłci on wprawdzie febrę, ale już był zdrów, znacznie podrósł. Co to za piękny chłopczyk, panie Kazimierzu, a jak się uczy! Będzie kiedyś z niego pociecha dla rzeczypospolitej. To ja pięć dni przebyłem między Kapucynami i Jezuitami i po mieście się szastałem, a jakoś Pan Bóg dał, że kto mi był niepotrzebny, ten mnie nie poznał. Otóż późno nocą wracając do Kapucynów, gdzie był mój nocleg, codzień spotykałem Poniatowskigo w karecie, ale bez straży, że gdybym miał czem, byłbym mu w łeb wypalił, a niktby się i nie dowiedział, kto mu się przysłużył. I przyznam ci się, panie Kazimierzu i wam kolegom, że tak tego