Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/483

Ta strona została przepisana.

się przelękła, iż zemdlała, czem i króla i dworzan, a szczególnie rodziców nie mało nafrasowała. Otóż tedy te wszystkie dusze stały u podnóża stolicy bożej, jak staną kiedyś do sądu po zupełnem rozstaniu się z ciałem (te są dosłowne wyrazy rękopismu), a każda dusza o wszystkich grzechach najdokładniej wiedziała i o wszystkich grzechowych okolicznościach, bo to wszystko było na nich wyrażone, że i błogosławiona Anna to wszystko widziała, jakby na swojej dłoni. A Pan Bóg nie miał potrzeby ich sądzić, bo każda dusza sama siebie jak najsprawiedliwiej osądziła. Strach był wielki, bo póki z ciałem dusza, sama siebie niby oszukuje; ale bez niego niema rady, wszystko na wierzch wychodzi. A bardzo było dusz mało, wedle relacyi naszej świętej, któreby sobie przyznały prawo do nieba; nie wiele też było wprawdzie, coby na wieczne potępienie zasłużyły, ale najwięcej takich, którym trzeba było oczyszczać się jeszcze pokutą. Nam się zdaje, że czyściec nie wielka rzecz, ale dusza srodze się jego boi, bo tam takie cierpienia, że wszystkie nasze są fraszkami, a nad wszystkie cierpienia wstyd, że aż poniewolnie pokutować trzeba, a tak łatwo było za żywota od tej biedy się ustrzedz. Truchlały więc dusze, chociaż Pan Bóg żadnego na siebie duszy wyroku nie zaostrzył, lecz wiele ułagodził. Taka była trwoga, że i błogosławiona Anna rozbiłaby się na widok udręczenia tych dusz, gdyby