Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/491

Ta strona została przepisana.

może? Serce się kraje, ile razy czytam lub słyszę o Zygmuncie III., o tym wielkim i prawdziwie polskim królu, który lubo na obcej urodzony ziemi, od matki swojej, cnotliwej Jagiellonki, z krwią polską wziął duszę polską; który wolał utracić dziedziczne berło, niżeli narodowość polską skazić. Byłto, mówią, fanatyk przez Jezuitów rządzony, dlatego ani w Szwecyi, ani w Moskwie mu się nie wiodło. I cóż to znaczy? Trzeba było, ażeby był katolikiem w Polsce, lutrem w Szwecyi, schyzmatykiem w Moskwie? Czyż się godzi twierdzić, że jak kto w sobie samym zniszczy podstawę wszelkich obowiązków, będzie zdolniejszym je wypełniać; że jak w sobie zniszczy narodowość własną, to wszędzie będzie narodowym?
— Po co Zygmunt i syn jego Kazimierz tyle usilności łożyli, aby wiarę polską zaszczepić w Rusi? Tym krokiem kozactwo od nas się oderwało: to była pierwsza przyczyna upadku ojczyzny!
— Tak to dobrowolnie zamrużacie oczy, ażeby spotwarzać to, co jest godnem waszego uszanowania i wdzięczności. Czy zapominacie, że te ziemie na ruskich kniaziach zdobyte, w ogromie swoim o dwa razy przynajmniej przewyższały Polskę? Że w nich nic polskiego nie było? Religia, język, obyczaje, prawodawstwo, wszystko było obce i nieprzyjazne. Zygmunt III. poznał, że skoro naród podbity myślą nie skojarzy się z narodem podbojczym, ani chwili nie przestanie z nim być