za dowód, że u nas była sprawiedliwość. Wszakci on żadnego szlachcica nie zabił, tylko gęsto sypał plagi na tych, do których coś upatrzył, co nie było trudno, bo był chimeryk. Przecie miliony miał po rodzicach, posiadał starostwa intratne, grosza na przepych nie marnował, owszem był wielkim gospodarzem: żadnemu panu trzy wsi nie przynosiły tyle, ile mu jedna; a po śmierci nie wiem czy dwakroć sto tysięcy na jego synowca spadło. Ile bowiem batogów sypnął był jedną ręką, tyle potem tysięcy drugą na zagojenie pierwszych dawał. A wieleż to na Ukrainie liberbaronów na dziedzictwo wyszło z łaski jego batogów? To tu razu jednego powiedział pewnemu szlachcicowi, co mu naprzykrzał się w karczmie:
— Ne ma hroszyj, ne budu byty.
Wszyscy słyszeli o staroście kaniowskim, a ja byłem mu osobiście znany, nawet miałem z nim interes, z którego powodu cały tydzień służyłem mu w Kaniowie, i mogę się pochwalić że najmniejszej przykrości z jego strony nie doświadczyłem. Owszem tyle okazał się dla mnie łaskawym i łatwym w interesie, że daj Boże moim wnukom każdy ich interes podobnie kończyć. Moja bytność w Kaniowie nastąpiła z następnego powodu:
Książę Wiśniowiecki, hetman wielki litewski, którego córka jedynaczka była matką naszego księcia, miał starostwo kaniowskie, nadane jeszcze od króla Augusta starego. Tam jako zwyczajnie
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/501
Ta strona została przepisana.