Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/506

Ta strona została przepisana.

z uszami żelaznemi do zawiązywania przy nich koni. O! tu pan Wirski zapomniał mnie oświecić, że ja samym tylko instynktem uniknąłem napaści. Jeden słup był karmazynowy, drugi biały, a trzeci czarny; przy pierwszym uwiązałem klacz, i dobrze mi się udało, bo jakem się później dowiedział, ten słup był dla szlachty, drugi dla chłopów, trzeci dla żydów, a jak kto wybierze słup niewłaściwy swojemu stanowi, a pan starosta to spostrzeże, temu już bieda, zwłaszcza jeżeli podochocony. Że to była sobota, pan starosta ten dzień suszył i żadnego mocnego napoju nie używał, o czem się dowiedziałem u Bazylianów: więc miałem dobrą nadzieję o pierwszem spotkaniu, a wziąłem na siebie mundur albeński, do którego noszenia świeżo byłem upoważniony. Uwiązawszy tedy kobylinę u szlacheckiego słupa, poszedłem na dziedziniec, gdzie zastałem wychodzących z kaplicy zamkowej i rozpierzchających się po dziedzińcu dworzan i sług kaniowskich; kilku zostało tylko przed kaplicą z czapkami pod pachą, a jeden miał głowę nakrytą, którego po tem samem można było poznać, że to był sam pan starosta. Chociaż wzrostu nikłego, a chudy i ogorzały jak cygan, było coś odznaczającego się w jego obliczu, coś okazującego, że był nawykłym do dawania rozkazów, a jeszcze więcej do tego, by je natychmiast spełniano. Z dworzan otaczających go żadnego nie było, coby go przynajmniej głową nie przenosił, a szczególnie jeden