Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/507

Ta strona została przepisana.

bliżej niego stojący, do którego właśnie w tej chwili przemawiał i można było zaraz poznać, iż się zaszczyca ściślejszą poufałością pana, był i ogromnej tuszy i olbrzymiego wzrostu. Przecie gdyby nawet pan starosta wraz z nimi głowę miał odkrytą, anibym się wahał domyśleć, że on nad nimi wszystkimi panuje. Poznać pana po cholewach. Jego czupryna czarna i kędzierzawa, u spodu podgolona, długim spadała kudłem niżej prawego ucha, więcej z kozacka, niż z polska. Małe oczy czarne błyszczały jakby jaszczurcze w twarzy, po której kilka szramów świadczyło, że w burdach swojego własnego łba nie szczędził, a najgłębsza kresa, co mu lewy policzek na dwie części ledwo nie równe przedzielała, jakem się później dowiedział, była pamiątką tego najpoufalszego dworzanina, z którym rozmawiał, a który tem, iż go przemógł, zaskarbił sobie szczególne pańskie względy. Wszyscy dworzanie byli odziani porządnie, nawet nie bez jakiegoś przepychu. Ale on sam miał na żupanie płótno domowej roboty, z pod którego wyglądały karmazynowe hajdawery, długą kurtkę granatową z potrzebami, a żupan był opasany rzemiennem łykiem, przy którym wisiała ogromna szablica. Właśnie zapałał mu lulkę kozaczek, mający za pasem nahaj w srebrną skówkę oprawny. Zbliżyłem się ku niemu i nizko skłoniwszy się, zabierałem do opowiedzenia siebie; ale jak utkwił we mnie wzrok swój, zmierzywszy