triski litajut.« Powadziłem się był z panem Józefem Rejtenem i dwa palce jemu odrąbałem, a pan Wołodkowicz ujął się za nim:
— A no ze mną, mospanie kaniowski!
— »Dobre, każu, poborimsia; ale jak daw meni po hołowi, wsi nebesni zwizdy mohbym porachowaty, to my pisle toho tak sia polubyły, szczo bez sebe żyty ne mohły. Oj! kołyb ja buw tohda w Nowohorodku, jak jemu konczyna prychodyła, sej proklatyj pip anyb jeho łyznuw; szczoż robyty, ja za nym płakaw jak detyna, szist’ nedil pyw deń i nicz, a smutku ne moh zabuty.« A waściń książę, oto ale pan! W koronie tylko podpanki, »nema z kim żyty!« Mospanie Soplico! przepraszam żem waszeci z razu źle przyjął; ale jakeś mnie oddał list pana podczaszego, anim się mógł spodziewać, że i od waszego księcia mnie drugi przynosisz. Myślałem że znowu mnie łaje, bo gniewa się na mnie podczaszy, a sam osądź, czy nie mam słuszność. Kiedy wasz książę przed nieprzyjacielem uchodził Podolem na Wołoszczyznę, ja w Buczaczu zacząłem zbierać szlachtę i kozaków: już było wszystko gotowem do boju. A żyd cyrulik, »sobacza wira,« który miał przystęp do mnie, o każdym moim kroku donosił jenerałowi Zagrajskiemu, który stał z komendą w Płoskirowie. Ja o niczem nie wiem, »aż tu nyszczeńkom prijszły wrahi do Buczacza, mene uchopyły, potaszczyły do Kijowa i trymały
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/511
Ta strona została przepisana.