służyć na obiad. Na tym obiedzie i wstawszy od stołu, ciągle był zajęty mną chudym pachołkiem, wszystko mnie wypytywał o znajomych mu Litwinach i nie było mowy, tylko o życiu nieświezkiem. I było tego dobrego do wieczora, który się jednak bez burzy nie obszedł. Bo woźny trzy pozwy położywszy na ekonomii, a któremu już kilkakrotnie udało się ujść z Kaniowa bez szwanku, gdyż gęste pozwy sypały się na pana starostę — jakoś nie wywinął się i wpadł w ręce kozaków, którzy mu relacye gotowe wytrzęśli. Biedny woźny sto nahajów dostał, a nie dwieście wedle obyczaju kaniowskiego, bo na jego szczęście to było w sobotę, a na cześć Najświętszej Panny w dniu tym pan starosta zawsze pół kary odpuszczał. Można było uważać, że przy końcu dnia JW. gospodarzowi bardzo się ta sobota przykrzyła i że niecierpliwie wyglądał niedzieli, aby co prędzej popieścić się z kielichem. Zakończył nareszcie sobotę, ale w taki sposób, że nawet zakonnicy jego otaczający mogli być wielce zbudowani. Bo i koronki odmówił, i godzinki niepokalanego poczęcia śpiewał, i to z całym dworem, a tak gorliwie, że sto rózeg kazał dać jednemu ze swoich paziów za to, że ziewnął podczas jednej antyfony. A jakeśmy się porozchodzili do wczasu, ledwom mógł zasnąć na kwaterze, bo aż do północy wszystkie dzwony kaniowskie kołysały się na cześć Najświętszej Panny in gratjam
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/516
Ta strona została przepisana.