Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/518

Ta strona została przepisana.

przyganiajmy; lecz czemu nie pochwalić, co jest dobrego?
Po nabożeństwie była sesya ekonomiczna, na której sam starosta jak zwykle zasiadał, o wszystkiem wiedział; nic bez jego rozkazów się nie robiło. To był zawołany gospodarz, a nie tylko dyspozytorowie nagromadzili się, ale i ciwunowie, których tam przysiężnymi zowią, a każdego wysłuchał i badał, tem łatwiej, że po ukraińsku mówił jak diak. A kozacy z nahajem stali przed oknami kancelaryi, gotowi sypać plagi na znak pański. Jakoż nie obeszło się bez kilku egzekucyi. Strach się malował po twarzach wszystkich oficyalistów. Jedna z pomiędzy wielu egzekucyi dnia tego, chociaż boląca, nieco mnie rozśmieszyła. Przed kilkoma tygodniami pan starosta był przedał certum quantum pszenicy Filipinom kaniowskim. Otóż w jednym folwarku dyspozytor zniósłszy się z przysiężnym, kilkanaście korcy czelnej pszenicy w poślad wmieszał i sobie zabrał w moc ordynaryi, bo że w tym roku jarzyna chybiła w Kaniowsczyźnie, poślad pszenny w miejscu owsa przyjmowali ordynaryusze. Ale pan starosta, co wszystkiego zawsze doszperał przez swoich kozaków, po nitce dobrał się do kłębka; rozgniewał się tedy okropnie i krzyknął na kozaków, by położyli dyspozytora. Ale ten zaczął się wymawiać swojem szlachectwem, że nie jest on z takich, co ich najwięcej na Ukrainie i Wołyniu, co to tylko