Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/524

Ta strona została przepisana.

A ja mu na to: »Uwa! a szczoto ja soroci z pod chwosta wyliz, szczoby mene Poniatowskij meży senatory posadyw. Chwałyty Bohu z jeho łaski nyczoho ne maju i ne budu maty. Buczacz i Śniatyn, to mojeho bat’ka pracia, a starostwo kaniowskie daw meni neboszczyk Sas, szczo ałe buw korolem. Bude z mene, żinki i dityj ne ma i ne budet«, do śmierci wystarczy, a krewni, choć nic nie znajdą, z siebie bogaci; na co tłusty połeć smarować! —
I tak piliśmy i gawędziliśmy cały tydzień, jaka z tem się oświadczył na wstępie pan starosta; a przyznam się, że choć zabawa miła i umiałem cenić poufałość magnata, rad byłem, że tydzień się: kończy, bo zdrowia nie dalejby nie stało, co nocy iść do wczasu bez przytomności, a nazajutrz toż samo powtarzać. Dopiero w piątek odważyłem się mówić o moim interesie, bo już w dniu tym był koniec zabawom, gdyż w sobotę pijatyki nie było a w niedzielę zaraz po mszy ś. miałem opuścić Kaniów. Pan starosta nie tylko że się nie zasępił, ale z uprzejmem obliczem przyznawszy mi wszelką słuszność, powiedział:
— Jeszcze dziś się pobawim, a jutro skończym interes.
I w samej rzeczy nazajutrz, że nie było pieniędzy w kasie, dał mi prosty skrypt, którym do kapitalnej sumy dołączył najskrupulatniej wszystkie zaległe procenta, z których gdy część odstąpiłem