panu Łopuskiemu, ten gotówką spłacił mnie sumę. A tak z kabzą napełnioną wróciłem do żonki, wedle słów JO. mojego pana, do którego pan starosta własną ręką przezemnie napisał list nie krótki, choć pisać nie lubił. Jeszcze na »nezabud« darował mnie smycz chartów personatów, co każdy z nich pojedynczo wilka chwytał. Te charty były głośne na całej Litwie, a ich gniazdo lubo u mnie się zwiodło, dotąd jednak w psiarni radziwillmontskiej się zachowuje.
Nikt nie jest bez ale, i pan starosta za życia nie był świętym. Ale że miał dobre serce, że był gorliwym katolikiem, że było w nim wiele wspaniałomyślności, jest to prawda, o której wątpić nie mogłem. Wprawdzie wiele złego o nim słyszałem, ale wiele dobrego sam widziałem i doświadczyłem. Bynajmniej nie zadziwiło mię, jakem się dowiedział, że w lat kilka potem skończył życie w Poczajowie w wielkiej świątobliwości i że prostaczkowie pobożnie nawiedzają jego zwłoki.