W roku 1835 przejeżdżając przez Nieśwież, zapadłem na febrę, tak, że musiałem kilka dni zatrzymać się. Gdym już powracał do zdrowia, a doktor nie pozwalał mi wychodzić z pomieszkania, księgarz zajechał do tego domostwa, i przyszedłszy do mnie, zapytał, czybym rad jakich książek nabyć. Nudzącemu się i jeszcze trochę cierpiącemu, pokazał on mi się jakoby jaki anioł, i poprosiłem go, ażeby znosił na moją stancyę swoje książki, ja zaś będę je przerzucać, i co wybiorę, to i nabędę. Jakoż kika książek, z których potem byłem kontent, nabyłem. Między innemi: Pojatę, Pana starostę, Władysława Łokietka i kilka romansów Walter Szkota przekładu pana Dmóchowskiego, a nabywszy ich po niedługiem targowaniu się, spostrzegłem jakiś rękopism, dość czytelnym charakterem pisany, między książkami, z tytułem:
Ciekawość mnie wzięła i zapytałem księgarza, czyby rad mi zbyć onego. Księgarz odpowiedział: — Oto pan tyle u mnie książek kupił, że jeżeli jakąś cenę do seksternu tego przywiązujesz, to niech panu służy. Temu kilka miesięcy jak z po-