oczny świadek. — Po odbytych pacierzach, gdy się wszyscy pokładli i czas niejaki panowało milczenie, książe odezwał się: Ojcze Idzy, niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — Na wieki wieków; co książe rozkaże? — Czy nie słyszysz waszeć, jak moja Nepta warczy? zapewne nieboszczyk Wołodkiewicz mnie nawiedza. — Na co pan Michał Rejtan, przeżegnawszy się: Co też się marzy Waszej książęcej mości? ludzie się szastają po korytarzu, a Nepta warczy na nich; już zaraz ma być p. Wołodkowicz? — Milczałbyś, panie kochanku! że umiesz grać w francuskie karty, to już siebie masz za mędrka. Ja nie do waści mówię, ale do ojca Idzego. Ojcze Idzy! wszak prawda, że dusze z czyśca wychodzą, aby krewnych i przyjaciół o ratunek prosić? Żeby temu przeczyć, trzeba być księdzem biskupem Massalskim, albo Marcinem Lutrem. — Tak jest, JO. Książe! bywa to, bywa. — Słyszysz, panie Michale? — Aż miło spać z teologiem, bo i oświeci i uspokoi. Ojcze Idzy, zawsze nieboszczyk Wołodkowicz stoi mi w oczach; co to był za przyjaciel! Żebym go mógł wskrzesić, oddałbym wszystko co mam, a sam do was na braciszka bym wstąpił. Za życia nieboszczyka księcia pana najechałem był po pijanemu pana Piotra Kotwicza i dom mu podpaliłem. P. Kotwicz na mnie namalował sto tysięcy pretensyi, i kazał mi oświadczyć, że jeżeli mu ich nie obliczę, to mnie zapozwie. Ja byłem
Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/71
Ta strona została przepisana.